Nowe strony Lawla w poniedziałki i czwartki

Nowe strony Lawla w poniedziałki

Nie wiem, o której godzinie. Zadajecie zbyt wiele pytań na raz.

czwartek, 29 września 2016

Lawl #7

Szczęśliwy Andrzej szedł z łupem do domu. Po wielu bolesnych przeżyciach wreszcie miał upragniony batonik tylko i wyłącznie dla siebie. Zwlekał on jednak z decyzją o skonsumowaniu słodyczy, chciał przeciągnąć w czasie tę radosną chwilę jak najbardziej się dało. Kiedy oglądał opakowanie, w oczy rzuciło mu się jedno zdanie:"Najlepiej spożyć przed końcem"
- Ale którym końcem - Zastanawiał się Andrzej – Przecież batonik ma dwa końce.
Były tam też jakieś cyferki, ale Andrzej nie zawracał sobie nimi głowy. W końcu nigdy nie lubił matematyki. Słyszał kiedyś o trujących końcówkach bananów, więc w obawie o własne życie postanowił poszukać pomocy u przechodniów. Niestety, każdy omijał go szerokim łukiem. Być może powodem była ślina, która nadmiernie toczyła mu się z ust na samą myśl o przekąsce. Po dłuższej chwili okazało się, że jednak nie całym społeczeństwem zawładnęła znieczulica.
- Dzień dobry chłopcze – Powitał go serdecznie nieznajomy, dorosły człowiek.
- Dzień dobry... - Odpowiedział niepewnie Andrzej. Wyraźnie nie ufał przechodniowi.
- Czy chcesz stać się lepszym od innych? Chcesz unieść się nad nimi i pluć na nich z góry?
- Nie, chcę tylko zjeść batonik ale nie wiem który koniec się wyrzuca.
- Pokaż mi ten batonik...to ci podpowiem – zaproponował mężczyzna.
- A obiecuje mi pan, że sam go nie zje?
- Przysięgam!
- Proszę – Powiedzial Andrzej wręczając batonik nieznajomemu. Ten natomaist zrobił rzecz nieoczekiwaną. Rzucił batonikiem o ziemię, rozdeptał i splunął na Andrzeja.
- Ty niższa formo życia! My, weganie, jesteśmy o 20... nie, o 50 procent lepsi od was! Nie pozwolę wam wykorzystywać krów do produkcji czekoaldy!
Dla naszego bohatera, czas się jakby zatrzymał. Wewnątrz głowy słyszał obijające się echo tupnięć, które zniszczyły jego smakołyk. Potem nastała cisza. Przed oczami zrobiło mu się czarno, by zaraz potem widzieć wszystko w odcieniach krwistej czerwieni. Pierwszy raz w życiu miał ochotę kogoś poturbować.
- Mowę ci odebrało? - Wyśmiewał się weganin – No tak, przecież nie masz siły mówić, skoro nie zjadłeś swojej barbarzyńskiej przekąski!
- Chcesz zobaczyć ile mam siły? - Odpowiedział Andrzej. Jednak barwa głosu, który wydobył się z jego ust, wcale nie przypominała jego piskliwego głosiku. Ten budził przerażenie, był pozbawiony wszelkich emocji.
Nagle poczuł klepnięcie w ramię. W jednym momencie, wszystko wróciło do normy. Przed jego oczami pojawił się nowy nieznajomy człowiek, który w wyciągniętej w kierunku Andrzeja ręce trzymał cały, nienaruszony batonik.
- Trzymaj – Podarował Andrzejowi batonika, po czym odwrócił się w kierunku weganina.
- A ty to kto, jego tatuś? - Szydził z przybysza weganin. - Gówniarz nie jest zbyt duży, by przychodzili po niego rodzice?
Nie usłyszał jednak odpowiedzi na żadne z tych pytań. Zamiast tego zobaczył otwartą dłoń skierowaną w jego stronę.
- Liczę do trzech – Ostrzegł przybysz
- Chcesz się bić?
- 3...
- Nie rozumiesz chyba, jestem weganinem!
- 2...
- JESTEM O 89 PROCENT LEPSZY OD CIEBIE TY GŁUPI ŚMIECIU!
- 1...
- JESTEM... - Nie dokończył. Mimo, że przybysz nawet nie drgnął, to weganin nagle poczuł jak strach ściska jego gardło i klatkę piersiową. Poczuł zimno, jakby wyszedł na dwór bez ubrań w środku stycznia. Chciał uciekać jak najdalej, ale nogi odmawiały mu posłuszeństwa. W końcu nie wytrzymał, stracił przytomność i padł na ziemię.
Przybysz natomiast odszedł bez słowa, choć właściwie jego już tam nie było zanim weganin upadł na chodnik. Andrzeja interesował jednak tylko batonik w jego dłoni:
- Tego też należy spożyć przed końcem – Posmutniał i poszedł w swoją stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz